Menu główne

„…ale najważniejsza jest nauka”

(Zam: 31.10.2013 r., godz. 11.01)

PUNKT WYJŚCIA
Wszyscy się czegoś uczymy, bo nie uczyć się po prostu nie da. Uczymy się wszędzie, podróżując, siedząc w domu, patrząc się w niebo czy jadąc pociągiem. Uczymy się wszystkiego, sznurować buty, rozróżniać godzinę na zegarku, tabliczki mnożenia czy chemii organicznej. Nie istnieje rzecz czy czynność, której nie dałoby się nauczyć, tak jak nie istnieją miejsca gdzie nie dałoby się nauczyć czegokolwiek. A jednak nie wszyscy jednakowo dużo potrafią i wiedzą.

Jedni mają duże potrzeby zdobywania wiedzy, w których nierzadko naczelną rolę pełni ambicja posiadania szerokiej wiedzy z zakresu literatury, muzyki poważnej czy fizyki kwantowej. Inni zaś do życia potrzebują jedynie umiejętności sznurownia butów albo jedzenia łyżką. Właśnie takie skrajne zestawienie potrzeb nabywania wiedzy i umiejętności pokazuje przed jak niebywale trudnym zadaniem stają instytucje państwa, które chce wykształcić swoich obywateli.

Trzeba pamiętać, że program edukacyjny jest przygotowywany dla wszystkich, a więc musi już na samym starcie postawić dzieci w tym samym miejscu, tak aby miały jednakową szansę na nabycie wszystkich niezbędnych elementów edukacji, które zostaną poddane indywidualnemu rozwojowi każdego z uczniów. System ten musi zatem z jednej strony być sprawiedliwy, zapewniając wszystkim takie same szanse na początku edukacyjnej drogi, ale także kompatybilny do potrzeb każdego pojedynczego ucznia, aby w jego zakresie mógł rozwijać i kształcić swoje pasje i zainteresowania. Jak się okazuje problem zaczyna się już na samym początku, bowiem stworzenie jednakowych szans zarówno uczniom z dużych miast jak i wsi, zarówno dzieciom rodziców bardzo zamożnych jak i bardzo biednych przerasta realne możliwości praktycznie każdego systemu. Dzieje się tak m.in. w przypadku kiedy rodzice zamożni posyłają swoje pociechy do prywatnych szkół, gdzie mniejsza liczba uczniów sprawia, iż nauczyciele są w stanie poświęcić im więcej czasu i uwagi, co przekłada się na lepsze przygotowanie do dalszej edukacji. Takich możliwości nie mają rodzice mniej zamożni, a ich dzieci uczęszczające do szkół publicznych mogą tylko pomarzyć o podobnych warunkach nauki, co sprawia, że nigdy nie będą przygotowani do niej tak dokładnie jak ich bogatsi rówieśnicy. Jeszcze bardziej skomplikowana sytuacja jest na wsiach.
– Nie ma żadnej polityki oświatowej, bo nie ma jednej prostej rzeczy – rzeczywistego systemu wyrównywania szans. Dużo się o nim mówi, ale zapomniano, że powinien zaczynać się już w przedszkolu, a teraz zamyka się przedszkola. Na zachodzie uczęszcza do nich 80–100 proc. dzieci. U nas poniżej 30 proc. Na wsiach nie ma ich już prawie w ogóle. Zamyka się tam też szkoły, które nierzadko były miejscami, gdzie skupiało się życie kulturalne wsi. I to jest wyrównywanie szans – mówi Krystyna Starczewska – dyrektor Zespołu Szkół „Bednarska” w Warszawie.

Ten problem rodzący się już na samym początku edukacyjnej drogi obywatela pociąga za sobą szereg innych dezorganizujących system następstw. Dzieci, które rodzice poślą do przedszkola najprawdopodobniej szybciej nauczą się czytać i pisać, ale także współpracować z innymi dziećmi, co w późniejszym życiu przełoży się na umiejętność pracy w grupie, gdzie niezbędne będzie dążenie do kompromisu przy poszanowaniu zdania innych współpracowników. Co oczywiste dzieci, które do przedszkola nie chodzą tego wszystkiego będą musiały nauczyć się w szkole. W następstwie tego, nawet jeśli będą miały podobny, bądź nawet przewyższający swoich rówieśników potencjał naukowy – ambicje, dobrą pamięć czy wysoko rozwiniętą umiejętność asocjacji, będą we względzie społeczno-wychowawczym opóźnione. Zaistnienie podobnego zjawiska przeczy zupełnie idei wyrównywania szans. Jest to tym trudniejsze do opanowania, że w miarę wypracowywania demokratycznych i liberalnych systemów pracy, coraz większą wagę przykłada się do dobrego wykształcenia. Rodzice od najwcześniejszych lat mówią swoim dzieciom – Pamiętaj twoje zainteresowania są ważne, sport jest ważny, koledzy są ważni, ale najważniejsza jest nauka – albo – Pamiętaj, języki to podstawa. I tak też postępują. Zapisują swoje pociechy na dodatkowe zajęcia kształcące ich w dziedzinach pozaszkolnych, często są to lekcje tańca, śpiewu, gry na instrumentach czy języków obcych. Ta powszechna mobilizacja do zdobywania wiedzy i umiejętności, a także poszerzające się w miarę zapotrzebowania możliwości ich nabywania, wywołały swoisty bum na edukację, który najwyraźniej dostrzegalny jest w szkolnictwie wyższym.

STUDIA DLA KAŻDEGO
Dzieje się tak z jednej podstawowej przyczyny. Szkolnictwo wyższe jest nieobowiązkowe, a zatem liczba studentów nie jest liczbą stałą względem wszystkich będących w wieku studenckim, tak jak dzieje się w przypadku szkolnictwa podstawowego, kiedy do szkoły chodzą wszyscy, ponieważ istnieje na tym etapie przymus edukacyjny. Na studia natomiast idzie tylko ten, kto chce, dlatego to właśnie szkolnictwo wyższe jest najlepszym kryterium obserwacji zainteresowania edukacją w danym kraju.

W Polsce wzrost studentów szkół wyższych na przestrzeni ostatnich dwudziestu trzech lat jest bardzo dynamiczny. Według badań GUS-u w roku akademickim 1990/1991 studiowało 403,8 tys. studentów, podczas kiedy przykładowo w roku akademickim 2006/2007 liczba ta sięgnęła już prawie 2 mln studiujących, co stanowi przyrost o 381 proc. Warto jednak zaznaczyć, że największa dynamika tego wzrostu nastąpiła w latach 90, a przez ostatnie lata przyrasta w tempie około kilkudziesięciu, kilkunastu tysięcy studentów rocznie. Efekt ten spowodowany jest głównie możliwością kształcenia się w szkołach niepaństwowych, jaka powstała po 1989 r., a także rozwojem wolnego rynku, na arenie którego prym wiodą majętne korporacje, ceniące u swoich pracowników m.in. wysokie, precyzyjne wykształcenie.

Obserwacja tego zjawiska nasuwa podstawowe pytanie. Czy jest to zjawisko pozytywne, czy może podczas gdy na pierwszy rzut oka takie się wydaje, to jednak w istocie nie do końca tak jest? Dr Sławomir Józefowicz – politolog z Uniwersytetu Warszawskiego i Collegium Civitas, ekspert w dziedzinie nowoczesnych metod edukacyjnych tłumaczy
– Obecnie obserwujemy zjawisko umasowienia studiów. W sensie ogólnocywilizacyjnym to pozytywne zjawisko. Natomiast spada przez to prestiż studenta. Magisterium stało się obecnie czymś na poziomie przedwojennej matury, a jeśli ktoś chce rzeczywiście czymś się wyróżnić w kontekście edukacyjnym, to stara się robić doktorat – wyjaśnia dalej – Kilkanaście lat temu studia wyższe były przede wszystkim magisterskie, przeważnie pięcioletnie. W tej chwili większość osób, które legitymują się wyższym wykształceniem posiada ukończone studia licencjackie. Nie jest to więc to samo. Kiedyś wykształcenie było bardziej elitarne, co wpływało również na jego jakość.

Jak się okazuje jest to znaczący problem. Owy efekt umasowienia doprowadził z czasem do sytuacji, kiedy większość uczelni, w tym niestety również te renomowane – państwowe, przyjmuje jak najwięcej studentów na studia niestacjonarne, czyli wieczorowe i zaoczne studia płatne, aby mieć z tego jak największy dochód. Jednocześnie wzrost liczby studentów nie idzie w parze z przygotowaniem technicznym i logistycznym, co najlepiej dostrzegalne jest na największych uczelniach państwowych. W efekcie tego studenci tłoczą się w małych salkach, wykładowcy często spóźniają się na wykłady, bądź w ogóle nie przychodzą, bo są pochłonięci pracą na kilku uczelniach jednocześnie, a za każdy egzamin warunkowy z przedmiotu, bądź nawet za legitymację studencką trzeba płacić dodatkowo.
Krystyna Starczewska wskazuje na jeszcze jeden ważny aspekt tego procesu – Ważnym minusem procesu umasowienia studiów jest fakt, że przestają one spełniać rolę formującą młodego człowieka. Człowiek potrzebuje jeszcze w tym wieku pewnej atmosfery wychowania. Kiedy więc teraz przychodzi na studia tysiące czy setki osób, nie mają oni bezpośredniego kontaktu z wykładowcami, ale też ze sobą nawzajem. Nie ma zatem grupy, całego środowiska studenckiego. Studenci mi mówią, że oni przychodzą tylko wysłuchać wykładu, zdać egzamin i dalej żyć poza uczelnią – i dodaje – Jeśli już się coś umasawia, to trzeba zrobić to tak, aby było rzeczywistym daniem ukształtowania i wiedzy tym ludziom. Natomiast jeśli umasowienie polega na tym, że określone uczelnie mają na tym robić pieniądze, to mamy do czynienia z pewnym rodzajem paranoi. Wtedy nie możemy mówić, że nam wzrosła liczba ludzi z wyższym wykształceniem, tylko że wręcz zmalała.

JAK MĄDRZE WYBRAĆ
We wszechobecnym bogactwie różnego rodzaju uczelni i kursów łatwo się jednak zgubić. Z jednej strony otwarcie rynku edukacyjnego dla podmiotów prywatnych w znaczącym stopniu wzbogaciło jego ofertę, stanowiąc bardziej funkcjonalnym i dopasowanym do indywidualnych oczekiwań, z drugiej strony jednak powstało szerokie pole dla działalności różnego rodzaju szkół, których najważniejszym celem jest własny zarobek, a nie rzetelne kształcenie. Jak się przed tym ustrzec?

Nie istnieje metoda selekcyjna gwarantująca w każdym przypadku maksimum satysfakcji z dokonanego wyboru. Ważne jest aby młody człowiek przed podjęciem jakichkolwiek studiów dokładnie zbadał oferty wszystkich szkół, jakimi jest zainteresowany. W dobie wszechobecnego internetu nie stanowi to większego problemu, gdyż prawie wszystkie potrzebne mu informacje może znaleźć w sieci. Poza tym uczelnie coraz intensywniej reklamują się w różnego rodzaju mediach, co ułatwia dotarcie do tych mu odpowiadających. Jednak jak się okazuje w praktyce nie jest to problem najbardziej fundamentalny. Abiturienci zwykle mają bardzo dokładne rozeznanie w ofertach interesujących ich szkół. Problem zaczyna się wcześniej. Otóż wielu absolwentów szkół średnich nie ma dokładnie sprecyzowanych zainteresowań, a ściślej mówiąc kierunków studiów, które z ich zainteresowaniami dałoby się dopełnić. Co za tym idzie, są często zdezorientowani jeśli chodzi o wybór uczelni. Na tym gruncie w ostatnich czasach możemy zaobserwować dwie tendencje. W pierwszym przypadku to rodzice doradzają kierunek studiów, co zwykle wiąże się wyborem kierunku utrwalonego w społecznej świadomości jako prestiżowy i dający zawsze pewny zawód, czyli prawo. W drugim przypadku to sam zainteresowany podejmuje decyzję, i tutaj również dostrzec można pewną tendencję. W takiej sytuacji najczęściej wybieranym w ostatnich latach kierunkiem była psychologia, jako kierunek potencjalnie najbardziej uniwersalny, pozwalający młodemu człowiekowi na zrozumienie siebie i innych, czyli realizacji odwiecznego pragnienia młodości. Oprócz tego w powszechnej świadomości obowiązuje przeświadczenie, że w skrajnie wyalienowanym kapitalistycznym społeczeństwie, za parę lat psychologowie będą bardzo potrzebni.

Trudno jednak stwierdzić z całą pewnością czy są to dostatecznie przekonujące argumenty. Należałby jednak zwrócić większą uwagę na zainteresowania, a także predyspozycje kandydata. Jeśli wybierze choćby najbardziej prestiżowy kierunek, dający świetlane nadzieje na przyszłość, a nie będzie z nauki czerpał satysfakcji, gdyż kierunek będzie w znaczący sposób mijać się z jego zainteresowaniami, to nic z tego nie wyjdzie. Nawet jeśli już skończy studia, uprzednio nie mogąc się zdecydować na ich porzucenie, najprawdopodobniej będzie pracował w innym zawodzie, a więc nici z uprzednich założeń o perspektywicznej pracy. Często lepiej dać sobie rok czasu do namysłu, podejmując w tym czasie jakąś pracę, niż wybierać od razu i pochopnie. Można również po prostu próbować kierunków, które wydają nam się ciekawe lub, w przypadku nie dostania się na upragniony kierunek w oczekiwaniu na kolejną rekrutację, iść np. na dwuletnie studium tematycznie związane z tym kierunkiem.

Warto zatem uważać i decyzję o wyborze odpowiednich studiów podjąć dużo wcześniej, tak by sukcesywnie można było się w niej upewniać, bądź do niej zniechęcać. Taki sposób postępowania sprzyja definiowaniu własnych zainteresowań, a także dalszej drogi życiowej, która swój początek bierze już na studiach. Mody, nawet te na kierunki studiów mają to do siebie, że wszystkie z czasem mijają, niektóre wracają, nawet parokrotnie, natomiast drogę życiową można przejść tylko raz, i bardzo wiele zależeć będzie od sposobu i miejsca w jakim ją zaczniemy. I choć jest to decyzja trudna, to młody człowiek musi ją podjąć sam i sam stawiać czoła jej konsekwencjom.

Piotr Płochocki

Statystyka oglądalności strony

Strona oglądana: 1171 razy.

UNIA EUROPEJSKA

Baner Kapitał ludzki - Narodowa Strategia Spójności Fundacja rower.com Unia Europejska - Europejski Fundusz Społeczny

Publikacja współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dane teleadresowe

SIĘ DZIEJE
Wyszkowski Inkubator Pozarządowy

ul. 1 Maja 23a/C, 07-200 Wyszków
e-mail: redakcja@siedzieje.org.pl
www: http://siedzieje.fundacjanadbugiem.pl

Kontakt:
Artur Laskowski, tel. 691-801-220
e-mail: artur@rower.com

Kierownik projektu:
Karol Kretkowski, tel. 603-943-596, karol@rower.com
Fundacja rower.com
ul. 1 Maja 23a/C, 07-200 Wyszków
http://fundacja.rower.com


Copyright

Projekt: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl