Menu główne

Co można osiągnąć w małym mieście?

(Zam: 31.10.2013 r., godz. 09.02)

Jak dużo może zrobić zaangażowanie, idea, pasja i chęć zmieniania świata… Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych patronuje programowi Inw(eS)torzy Społeczni, który ukazuje społecznych przedsiębiorców przełamujących bariery, wizjonerów, entuzjastów i odkrywców działających na rzecz lokalnych społeczności. W niedalekiej Warce znajdujemy przykład wyjątkowego zaangażowania społecznego.

Rok 2002. Andrzej Zaręba kończy studia we Wrocławiu. W mieście zawsze coś się dzieje: koncerty, spektakle, filmy. Studenci, oprócz zajęć na uczelni, mogą angażować się różnych stowarzyszeniach, grup, działać społecznie.

Po uzyskaniu tytułu Inżyniera Ekonomii Przemysłu Spożywczego postanawia wrócić do rodzinnej Warki. Tu nie może znaleźć sobie miejsca. Niby ładna miejscowość, urokliwe sady, ale nie ma gdzie wyjść wieczorem. Marazm, nuda i stagnacja. W kinie pokazują filmy, które cztery miesiące wcześniej można było zobaczyć w Warszawie, na sali siedzi pięć osób. Postanawia razem ze znajomymi wziąć sprawy w swoje ręce. Zakładają Stowarzyszenie W.A.R.K.A. (Wizja, Aktywność, Rozrywka, Kultura, Alternatywa).
– Pierwsze działania były odzwierciedleniem tego, co interesowało nas samych – opowiada dziś prezes Stowarzyszenia. Początkowo koncentrowaliśmy się na realizowaniu pasji poszczególnych członków – organizowaliśmy wystawy, spotkania filmowe, koncerty, imprezy taneczne.

OŻYWIĆ RYNEK, KINO, KAWIARNIE
– Do początku lat 90. na rynku w Warce odbywały się turnieje koszykówki, a wcześniej przyjeżdżali nawet sportowcy ze Związku Radzieckiego. Postanowiliśmy wrócić do sportowej tradycji. Oczywiście jako amatorzy nie mogliśmy przygotować imprezy z takim rozmachem, jak kiedyś. Zaprosiliśmy więc lokalną młodzież, by rozegrała miniturnieje. A na specjalnie wybudowanej scenie pokazaliśmy przygotowany przez gimnazjalistów program o Unii Europejskiej, w którym uczniowie przedstawiali kraje członkowskie. Ta impreza zgromadziła sporo ludzi – wspomina Andrzej Zaręba.

Grupa odniosła pierwszy sukces. Oczywiście dla wszystkich działanie w stowarzyszeniu to zajęcie dodatkowe. Wstają do pracy na siódmą rano, a kiedy wychodzą z niej o piętnastej, szesnastej biegną na spotkania w sprawie kolejnych imprez: potańcówek w stylu lat 60., wystaw czy maratonów filmowych. Te ostatnie cieszą się bardzo dużą popularnością. Organizatorzy wyświetlają dwa filmy (m.in. tytuły pokazywane na Warszawskim Festiwalu Filmowym – przeglądzie kina artystycznego); między nimi jest półgodzinna przerwa, w czasie której widzowie dostają kawę i ciastka. Salę udostępnia im dom kultury. Na pierwszym spotkaniu zajętych jest nie pięć, ale dwieście miejsc, całe kino. Udaje się tak po raz drugi, trzeci, przy czwartym są już kłopoty. Nie z frekwencją. Z domem kultury.
– Uznano nas za konkurencję, więc musieliśmy zacząć płacić za salę, aż w końcu zrezygnowaliśmy.

Wtedy dom kultury postanowił wykorzystać ich pomysł. Zorganizował maraton: dwa filmy, w przerwie kawa i ciastka. Przyszło pięć osób.
– Pracownicy domu kultury nie rozumieli na czym polegała idea. Nam nie do końca chodziło o same filmy, bo przecież koneserzy kina znają sposoby, żeby zobaczyć je wcześniej. Bardziej zależało nam na spotkaniu z naszymi rówieśnikami. Salę dzieliliśmy na sektory. Każdy z członków stowarzyszenia dostawał bilety i miał za zadanie je sprzedać. Tym sposobem zapełnialiśmy całe kino. Dom kultury nie potrafił dotrzeć do osób w naszym wieku.

Wtedy Andrzej Zaręba zaczął dostrzegać, że prowadzenie takiej pionierskiej działalności nie będzie łatwe.
– Trzeba zrozumieć różnicę między małym a dużym miastem. Kiedy w małym mieście ktoś wybija się ponad przeciętność, władza go nie lubi. Dlaczego? Bo może ten ktoś zaraz zechce stanąć w wyborach i kandydować na wójta, radnego? To jest przykre, ale w ciągu lat zauważyłem taką tendencję, że jeden na dziesięciu samorządowców jest na tyle mądry, żeby wykorzystywać niezależne inicjatywy i wspólnie rozwijać lokalne działania.

IDEA: CENTRUM
W.A.R.K.A. organizuje imprezy, ale coraz częściej napotyka na niechętne jej osoby. Dodatkowo każdy z członków stowarzyszenia zaczyna wchodzić w kolejny etap życia: kilka lat po studiach zakładają rodziny, nie mają już tej chęci i entuzjazmu, by angażować się w wieszanie banerów o jedenastej w nocy. I wtedy powstaje nowy pomysł: pomagać innym grupom, które mają podobne problemy. Miejsce spontanicznych imprez zajęło myślenie strategiczne.
– Pojawiła się możliwość, żebyśmy wystartowali w konkursie na lokalną organizację grantową programu „Działaj Lokalnie” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Akademii Rozwoju Filantropii. To piękny pomysł. Udało nam się zostać taką jednostką.

Wtedy do stowarzyszenia przychodzi Dorota Lenarczyk. Jest tyle pracy, że zatrudniają ją na etat, jest kierownikiem biura stowarzyszenia i koordynatorką projektów.

Zmiana charakteru działalności pociąga za sobą wiele konsekwencji: muszą rozszerzyć pracę na teren całej gminy, współpracować z samorządami i firmami. – W małych miejscowościach wszyscy się znają. Kiedy ktoś chce zorganizować imprezę i ma zaufanego wójta, to nie przygotowuje projektu na dofinansowanie, tylko idzie na spotkanie, co najwyżej napisze zwykłe podanie. I dostaje wsparcie. To ma negatywne konsekwencje zarówno dla biorącego, jak i dającego. Kiedy później organizacje startują w konkursach ogólnokrajowych, to przepadają, bo nie mają doświadczenia w zdobywaniu funduszy. A z takiego rozdawania przez wójta czy właścicieli małych firm też nic dobrego nie wynika: nie ma stałej współpracy – mówią.

Chcą więc pokazać, jak to się robi. Mają idée fixe: Powiatowe Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej. Pod tą dostojną nazwą ma się kryć konkretne miejsce i zespół ludzi. Miejsce, do którego każdy, kto chce zrobić coś pożytecznego dla otoczenia, będzie mógł przyjść. Tam spotka osoby, które powiedzą mu, jak uzyskać na to pieniądze i pomogą napisać wnioski, wypełnić formularze.
– Uczyliśmy się na własnych błędach i od innych. Teraz my chcemy pomóc następnym osobom. Dziś mamy do czynienia z coraz większą konkurencją wśród niezależnych grup. Nie dostaje się pieniędzy za projekt napisany „na szybko” wieczorem – mówią.

Dorota i Andrzej przyznają, że są organizowane szkolenia, na których można dowiedzieć się jakie są zasady działania w trzecim sektorze, ale najczęściej są one przygotowywane w dużych miastach i w godzinach 8–16. A większość niezależnych aktywistów jest wtedy w pracy.

SWOJE POZNAJCIE!
W ramach programu „Działaj Lokalnie” wyszli poza najbliższą okolicę, wkroczyli do gmin Grójec, Chynów, Jasieniec i Goszczyn. Tam zawsze mogą dostać sale na spotkania, poprowadzić szkolenia w sobotę. Organizacji pozarządowych jest w ich okolicy ok. 120. Przeprowadzają działania, które mają być trzonem Centrum. – Ostatnio złożyliśmy trzy projekty, na realizację dwóch zdobyliśmy środki. Czekamy na ocenę trzeciego. To świetne rzeczy. W Chynowie działa zespół ludowy „Vistula”, który gromadzi młodzież z okolic. Zalążek zespołu powstał kilka lat temu w ramach programu „Działaj Lokalnie”. Przez ten czas bardzo się rozwinął. Napisaliśmy projekt, dzięki któremu czterdzieści osób z zespołu wzięło udział w dwutygodniowych folklorystycznych warsztatach muzycznych i tanecznych. Uczestniczyli też w festiwalu „Święto Dzieci Gór”.

– Myślę, że takie wyjazdy dają niezwykłą energię. Pokazują, że warto się angażować, robić coś więcej – mówi Andrzej. – Pomogliśmy też nauczycielce, która prowadzi zajęcia teatralne, fajnie je rozwija, ale wie, że szkoła nie ma pieniędzy na zajęcia dodatkowe, więc musi szukać ich na zewnątrz, żeby dać dzieciom coś więcej niż szkolny program. Podobnie współpracujemy z Klubem Seniora w Chynowie, który prowadzi program „Seniorzy z kulturą”. W jego ramach prowadzone są m.in. warsztaty rękodzielnicze – opowiada.

W.A.R.K.A. organizuje również konkurs „Lider Aktywności Lokalnej” i wyróżnia osoby oraz grupy, które w ich okolicy działają społecznie. Pomagając innym, pamiętają też o tych, którzy im pomogli. Firmę, która od początku użycza im pomieszczeń na biuro, z sukcesem zgłosili do konkursu „Dobroczyńca Roku”. Zorganizowali także lokalny konkurs „Dobroczyńca Powiatu Grójeckiego”. – Ale tu już ma to inny wymiar niż w Warszawie. W stolicy taki tytuł to prestiż. W naszym powiecie małe firmy boją się go otrzymać. Obawiają się, że zaraz przybiegnie masa osób, które będą chciały, aby ich wesprzeć i co oni wtedy powiedzą? Przecież są dobroczyńcą! To ciągle te różnice między dużym a małym miastem – mówią.

Wspólnie z Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego w Warce realizują dwa projekty: „Vivat Pułaski piknik historyczno-kulturalny” i „Kazikowy jarmark” – jarmark ludowy. Jeszcze bardziej jednak koncentrują się na działaniach, które promują okolicę: wydają np. komiksy historyczne – „Bitwa pod Warką”, „Piotr Wysocki. Bohater w cieniu historii”, „Nadzieja, męstwo i śmierć” czy mapę turystyczną powiatu grójeckiego.

Stowarzyszenie wypracowało własny Lokalny Fundusz Stypendialny W.A.R.K.A. oraz Fundusz Małych Grantów Młodzieżowych znany także pod nazwą Kuźnia Aktywności, skierowany do wyjątkowej młodzieży z Warki – młodych ludzi, którzy chcą się rozwijać, realizować swoje marzenia, są pełni entuzjazmu, kreatywności i chęci do działania.

DZIAŁAĆ SPOŁECZNIE I EKONOMICZNIE
Rozwój stowarzyszenia i szukanie nowych rozwiązań były niemal od początku wpisane w jego istnienie. Nie trzeba było zatem długo czekać, aby organizacja zainteresowała się ekonomią społeczną. Zyski z działalności mogłaby przeznaczyć na wkład własny do projektów lub realizację pomysłów, na które trudno jest pozyskać dotację, a które są ogromnie potrzebne, np. prowadzenie Powiatowego Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej. Społecznicy wizjonerzy widzą dobre strony prowadzenia działalności gospodarczej. Dzięki uniezależnieniu od konkursów i dotacji organizacje mogłyby myśleć perspektywicznie o swoim rozwoju. W obecnej sytuacji stowarzyszenia i fundacje muszą czekać na wyniki i dopasowywać swoje działania do otrzymanych dotacji.

DZIECI W NAJWIĘKSZYM SADZIE EUROPY
I tak w 2011 r. zrodził się pomysł wykorzystania w działaniach stowarzyszenia soli Grójecczyzny – jabłek. A dokładnie stworzenia Centrum Edukacji o Jabłku, przybliżającego dzieciom z klas 0–3 wiedzę o tym owocu. Cel wydawał się prosty – przekazać dzieciakom jak najwięcej informacji o grójeckim jabłku, by dobrze je poznały i w przyszłości wybierały ten produkt.

Realizacja przedsięwzięcia wymagała dużego nakładu pracy, ale decyzja zapadła. Do dziś realizujemy plan – z pomocą doradców Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, wciąż jeszcze tworzymy Centrum. Mamy już pierwsze wycieczki z dziećmi na koncie i pierwsze dobre opinie. Komukolwiek wspominamy o swoim pomyśle, spotykamy się z entuzjastycznym podejściem.

DWAJ PREZESI WIZJONERZY
Andrzej Zaręba, wieloletni prezes stowarzyszenia, niezmiennie dynamiczny i pełen zapału, przekazuje potężną dawkę energii, gdy opowiada o Centrum. Bucha optymizmem i wiarą w sukces przedsięwzięcia. Nie ma innej możliwości, bo pomysł jest świetny. Gdzie, jeśli nie na ziemi grójeckiej, w zagłębiu jabłkowym, największym sadzie Europy, miałoby działać Centrum Edukacji o Jabłku? Tym bardziej że jabłko grójeckie zostało zarejestrowane w Unii Europejskiej jako produkt regionalny o chronionym oznaczeniu geograficznym. Trzeba tę wiedzę szerzyć, pokazywać, że mamy superprodukt!

Prezes Zaręba ma szczęście. Spotyka innego wizjonera – Piotra Szymańskiego, prezesa Spółdzielczej Grupy Producentów Owoców „Nasz Sad”, która we wsi Pabierowice niedaleko Grójca ma nowoczesny zakład sortowania i pakowania owoców.
– Niewielu jest tak otwartych sadowników, którzy myślą dziesięć lat do przodu. Bez niego nie moglibyśmy zrealizować naszego pomysłu. „Nasz Sad” udostępnia nam wszystko nieodpłatnie – Andrzej Zaręba opowiada o prezesie Szymańskim. – Umożliwia zwiedzanie zakładu, prowadzenie w nim warsztatów. Zysk widzi w tym, że edukacja dzieci – głównie tych z Warszawy – buduje odbiorcę. Obecnego, bo dzieci mogą wpływać na wybory rodziców, kiedy w sklepie, widząc jabłka z logiem „Nasz Sad”, powiedzą: tam byłem. I przyszłego, gdy jako dorośli też po nie sięgną. Wie, że ważny jest nie tylko handel jabłkami, lecz także edukacja małych dzieci.

Na potwierdzenie tych słów prezes Szymański podkreśla, że nawyki żywieniowe wyrabia się w dzieciństwie. Jeżeli dzieci poznają jabłka, rośnie szansa, że zamiast po cukierki czy chipsy, będą sięgać po owoce.

WYCIECZKI SZKOLNE TO PERSPEKTYWA
Prezesa Zaręby nie opuszcza szczęście. W Szkole Liderów Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności spotyka doktora Wacława Idziaka, socjologa z Politechniki Koszalińskiej, animatora rozwoju wsi, twórcę wiosek tematycznych, który dzieli się z nim swoimi ideami. To właśnie od niego Andrzej Zaręba dowiaduje się o nowych pomysłach na wprowadzenie polskiej wsi do współczesnej gospodarki, w której coraz ważniejszą rolę odgrywają rozbudowane i wzbogacone usługi turystyczne. Ta myśl doskonale współgra z pomysłem budowy Centrum Edukacji o Jabłku, które wychodzi z nową, innowacyjną ofertą wsi, i – co ważne – nie wymaga poniesienia ogromnych nakładów. Bazuje raczej na wykorzystaniu lokalnego, niedocenionego kapitału.

Podczas wizyty studyjnej w Zachodniopomorskiem Andrzej Zaręba ma okazję poznać dwie wioski tematyczne: bajkowo-rowerową w Podgórkach oraz labiryntów i źródeł w Paprotach. Obie odwiedzane głównie przez uczniów.
– Uświadomiło mi to – opowiada – że wycieczki szkolne to nasza perspektywa i szansa. Organizując je, można zarobić pieniądze na działalność organizacji, a jednocześnie budować w dzieciach poczucie tożsamości narodowej, bo przecież jabłko to nasz narodowy owoc. W przypadku Centrum Edukacji o Jabłku można zwiedzać polskie sady, poznać drogę owoców od drzewa do sklepu, świetnie się przy tym bawiąc.

Wizja była ważna, ale wkrótce dołączył do niej element prozaiczny. Organizacje pozarządowe muszą myśleć o biznesie i niezależności finansowej. Stowarzyszenie W.A.R.K.A. stanęło przed trudnym zadaniem: jaką formę prawną nadać Centrum, jak nim zarządzać i w jaki sposób pozyskać środki na jego działanie? Na ostatnie pytanie była tylko jedna odpowiedź: przedsięwzięcie powinno być rentowne. Aby je realizować, trzeba potrafić na nim zarabiać.
– Stanęło na tym, że założymy spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, której głównym celem nie będzie generowanie zysku, lecz realizacja celów społecznych – mówi Dorota Lenarczyk odpowiadająca w stowarzyszeniu za sprawy organizacyjne CEJ i podkreśla: – Wypracowane zyski będą przeznaczane na rozwój Centrum, poszerzenie jego oferty oraz wspieranie aktywizacji powiatu grójeckiego. Potocznie taka forma prowadzenia działalności określana jest jako spółka non-profit.

PILOTAŻ SIĘ UDAŁ
Kiedy zapadła decyzja o stworzeniu Centrum Edukacji o Jabłku, dziarsko wzięli się do pracy. Opracowali program, porozumieli się z „Naszym Sadem”, zaczęli testować przedsięwzięcie. W ramach pilotażu zaprosili kilka grup uczniów z zaprzyjaźnionych szkół z Warki.

Beata Białkowska, która odpowiada za część warsztatową, umawia wycieczki i koordynuje ich przebieg, nie może się nachwalić dzieciaków.
– Maluchy są tak wdzięcznymi odbiorcami zajęć, że z wielką przyjemnością i satysfakcją z nimi pracuję. To taka sama frajda dla mnie, jak dla dzieci – snuje pierwsze refleksje. I zaraz dodaje: – Pilotaż pokazał, że nasz pomysł współgra z programem szkolnym z zakresu przyrody i geografii, co potwierdziły nauczycielki. A co najważniejsze, podoba się dzieciom.

ALE TO MACHINA!
Program o jabłku zaplanowano na razie na około cztery godziny, ale w przyszłości będzie można wybrać wersję całodniową. Przyjeżdża 40 dzieci z opiekunami, powstają dwie grupy, które wymieniają się po odbyciu połowy wycieczki. Podział odbywa się na przykład poprzez losowanie karteczek z nazwami zwierząt gospodarskich i wydawanych przez nie odgłosów czy układanie puzzli z rysunkami owoców.

Gdy pierwsza grupa uczestniczy w zajęciach świetlicowych (warsztatach), druga zaczyna od wycieczki po sadzie. Wiosną dzieci oglądają drzewa obsypane kwiatami i proces zapylania. Latem pokazuje im się zawiązki owoców. Jesienią mają okazję zobaczyć zbiór jabłek, poznają ich odmiany, a także przyjaciół jabłoni, czyli pożyteczne owady, takie jak mrówki i pszczoły. Przez lupę obserwują też szkodniki. Zimą patrzą, jak drzewa odpoczywają. Wkrótce w sadach staną tablice poglądowe, by bez względu na porę roku dzieci mogły poznać i zrozumieć roczny cykl życia drzew.

W dalszej kolejności dzieciaki poznają pracę zakładu „Naszego Sadu”. W skomputeryzowanej sortowni jabłek aż otwierają buzie ze zdziwienia. Z zaciekawieniem patrzą na to, jak owoce są myte i płukane w kanałach wodnych. A w pakowni, gdy obserwują pracę maszyny, która migiem składa kartonowe pudła, aż piszczą z zachwytu. Widzą różne rodzaje opakowań, cztery nowoczesne linie do pakowania, foliowanie woreczków, układanie w kartonikach. Potem idą na chwilę do chłodni, a zwiedzanie kończą atrakcyjną przejażdżką ogromną windą towarową.

Jak mówi prezes Szymański, wejście grup nie jest neutralne dla pracy zakładu. To utrudnienie, ale przy odpowiedniej organizacji i dyscyplinie można prowadzić zajęcia. Pomaga w tym opracowany przez stowarzyszenie regulamin bezpieczeństwa związany z obecnością dzieci w sadzie i na terenie zakładu.

PSZCZOŁA ZOSIA I KRUK HENIO
Małe dzieci najbardziej lubią zabawy ruchowe. Tej potrzebie wychodzą naprzeciw warsztaty z chustą animacyjną, stanowiące ważną część wycieczki. W jabłkowy nastrój wprowadza dzieciaki zachęcająca do aktywności pacynka – kruk Henio (w tej roli Beata Białkowska). Pomaga mu koleżanka – pszczółka Zosia. Oboje zapraszają do zabaw i konkursów, w których główną rolę odgrywa oczywiście jabłko. Są to na przykład: rzut pluszowym owocem do kosza, zagadki o jabłkach, wartościach odżywczych owoców, komponowanie sałatek owocowo-warzywnych (każde dziecko jest innym owocem lub warzywem), animacje związane ze sztucznym kwiatem jabłoni, „wyposażonym” oczywiście w słupek, pręciki i pszczołę, która go zapyla.

Jest też opowieść o sadzie, rwaniu jabłek. Są drabiny, stojaki, pojemniki, kosze, palety, w których dzieci układają zebrane owoce. Budują drabinę ze sznurków i z zamkniętymi oczami po niej wchodzą. Pomagają koledze, gdy grozi mu upadek. Z kolorowych sznurków tworzą też obrazy związane z sadem i odbywającymi się w nim pracami. W grupie dzieci pracują nad wspólnym rysunkiem: widokiem sadu z lotu ptaka. Budują makietę z czterema sadami, dopasowując odpowiednio elementy – każdy obrazuje inną porę roku. Wszystko na wesoło i bardzo kolorowo.

Po zakończeniu warsztatów dzieci pracują z drzewem emocji. Starsze dostają kartki z nazwami uczuć, młodsze – drzewa uśmiechnięte lub smutne.

Podczas zajęć na dzieci czeka kosz jabłek. Chętnie się częstują, wcześniej zaś słyszą, że jabłka trzeba dokładnie myć, ale nie obierać, bo pod skórką jest najwięcej cennych składników. Na grupę, która wraca z sadu, czeka poczęstunek – bułeczki z jabłkiem i sok jabłkowy.

PIECZENIE JABŁEK I WIEJSKA CHATA
Wiata w sadzie, pieczenie jabłek, wiejska chata z ofertą kulinarną, przejażdżki przyłączonymi do traktorka wózkami-wagonikami służącymi do przewozu jabłek; pudełeczka na jedno jabłko do samodzielnego składania; zwiedzanie ciekawych miejsc powiązanych z tematem jabłka, na przykład znajdującej się nieopodal Warki prywatnej kolekcji unikalnych maszyn sadowniczych – wszystkie te plany to przyszłość, ale na pewno niedaleka, bo osoby zaangażowane w tworzenie oferty Centrum są pełne zapału i wiary w sukces. W ofercie będą też książeczki z najpopularniejszymi odmianami jabłek grójeckich „Nasz Sad”, certyfikat uczestnictwa w wycieczce, breloki, zdjęcia, a może nawet własnoręcznie tłoczony i wlany do etykietowanej buteleczki sok...

Zdaniem prezesa Zaręby oferta się sprawdzi, gdyż nie ma sobie podobnej. Frekwencja jest pewna, bo blisko są duże aglomeracje – Warszawa, Łódź.

Już wkrótce dla kuratoriów i szkół trafi folder informacyjny o projekcie. Lada chwila dostępna będzie też strona www dla CEJ – ojablku.pl i oddzielny telefon. Chcą jak najlepiej rozreklamować swoją ofertę. Jest tego naprawdę warta.

I jestem przekonana, że wiele szkół z naszego terenu już wkrótce obierze nowy kierunek wycieczek – Centrum Edukacji o Jabłku.

Oprac. Danuta Laskowska

Artykuł przygotowany na podstawie tekstów Izabeli Szymańskiej i Jolanty Zientek-Varga pochodzi z portalu organizacji pozarządowych www.ngo.pl i został zamieszczony za zgodą redakcji.

Statystyka oglądalności strony

Strona oglądana: 981 razy.

UNIA EUROPEJSKA

Baner Kapitał ludzki - Narodowa Strategia Spójności Fundacja rower.com Unia Europejska - Europejski Fundusz Społeczny

Publikacja współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dane teleadresowe

SIĘ DZIEJE
Wyszkowski Inkubator Pozarządowy

ul. 1 Maja 23a/C, 07-200 Wyszków
e-mail: redakcja@siedzieje.org.pl
www: http://siedzieje.fundacjanadbugiem.pl

Kontakt:
Artur Laskowski, tel. 691-801-220
e-mail: artur@rower.com

Kierownik projektu:
Karol Kretkowski, tel. 603-943-596, karol@rower.com
Fundacja rower.com
ul. 1 Maja 23a/C, 07-200 Wyszków
http://fundacja.rower.com


Copyright

Projekt: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl