Kamień
(Zam: 07.08.2012 r., godz. 13.30)Opowieść o Grupie Kamieniarzy Magurycz z polskich Bieszczad.
Blisko 10 lat temu, niedaleko za granicą Armenii i Iranu. Zjechaliśmy z grupą z gór. Zapadał mrok. W dolinie unosił się smog. Podobnie jak w Erzurum dwa dni wcześniej. Mróz i silny wiatr wydawały się jedynie potęgować ilość spalin w powietrzu, dymu z ogrzewania i wszechobecnego dymu z papierosów. W każdej knajpce, sklepie, pod okapami mężczyźni w puchówkach kopcili papierosy. Pamiętam właśnie ten dym, zmrok, nawoływania do modlitwy z meczetów. Wykończeni po całym dniu w górach, błądzeniu wśród potężnych szczytów i zagubionych wiosek wracaliśmy do hotelu w nieodłącznym towarzystwie dwóch policjantów. Obaj panowie chodzili w cywilu, byli jednak uzbrojeni i pilnowani nas bardzo poważnie, wszak byliśmy w Kurdystanie. Zaczął sypać drobny śnieg, poruszaliśmy się w wąskich uliczkach o bardzo mizernym oświetleniu. Po lewej stronie wnosił się mur zbudowany z wielkich głazów. Nie pamiętam, kto z nas zapytał policjantów, pełniących równocześnie funkcję przewodników, co to jest za mur. Ojciec Aleksandra Macedońskiego zbudował tu fortyfikację w czasie wojny z Persami odpowiedział ten starszy i bardziej skryty. Jego ciemna twarz skryta pod kapturem puchówki i dymem papierosa wyłoniła się na chwilę w odruchu spojrzenia w górę w poszukiwaniu krawędzi budowli ginącej w nieodgadniony sposób w mroku. Mur nie był wyeksponowany, jako zabytek, czy historyczna ciekawostka. Miasteczko na uboczu, poza ruchem turystycznym wchłonęło go naturalnie w swoją tkankę. Mur zbudowany ok. 300 lat przed naszą erą. Ot tak po prostu. Staliśmy z zadartymi głowami próbując uchwycić w mroku i padającym śniegu jego kształty. Ówczesny kształt budowli. Odgłosy ciężkiej jazdy i piechurów falangi, rzeźników pędzących bydło, niewolników. Tęsknotę żołnierzy za rodzinami zostawionymi w Macedonii. Ich sprzeczki, smutki, rozrywki…
Co tak stoicie?! Chodźmy już, trzeba coś zjeść, kamienie jak kamienie, krzyknął ktoś z przodu naszej grupy.
Nie każdy z nas posiada wrażliwość pozwalającą dostrzec życie minionych pokoleń w kamieniach. Emocji, barwnej codzienności składającej z ówczesnych trosk i radości. Obserwując ruiny, przewrócone kamienie będące częścią domu, zachowane fragmenty świątyni, cmentarza, targowiska, ulicy potrafimy wyobraźnią ożywić te miejsca, przywrócić przez chwilę sceny z życia ich twórców i użytkowników?
Jeżeli już, to łatwiej nam popracować w tym kierunku po wpływem monumentalnych fragmentów przeszłości, wyjątkowo spektakularnych lub obrosłych legendą. Co jednak, gdy nie są to Termopile, Pompeje, jaskinia Chauvet? Jak łatwo zlekceważyć walające się kamienie, krzyż lub podmurówkę przegrywające walkę z erozją i wszędobylskim zielskiem?
Niektóre miejsca na Ziemi są szczególnym nośnikiem takich wspomnień. Tym dotkliwszych, że ich obecna pustka i nieme świadectwo takich „kamieni” kontrastują z bogactwem i różnorodnością ludzkiego życia w mniej lub bardziej odległej historii.
Beskid Niski przełęcz Dukielska.
Codziennie wychodząc z domu mijam pagórek z podmurówką domu zniszczonego niedługo po wybudowaniu. Zniszczono go po wysiedleniu mieszkańców zaraz po II wojnie światowej. Rokradziono. Nieco wyżej wśród krzaków tarniny są schowane krzyże rosyjskich żołnierzy. Idąc dalej drogą w kierunku rzeki mijam samotny nagrobek jedyny, który pozostał ze stojącego tu cmentarza. Rozglądając się po dolinie trudno obie wyobrazić, że żyło tu kilkaset rodzin, był browar i karczma prowadzona przez żydowską rodzinę. Przełęcz otwierająca Karpaty na węgierskie równiny była naturalnym szlakiem corocznego pędzeń bydła. Liczne targowiska po polskiej stronie Karpat jak w Nieznajowej, Baligrodzie czy Lutowiskach ściągały kupców: Węgrów, Polaków, Żydów, Bojków, Łemków, Hucułów, Cyganów, Słowaków. Zapiski wskazują, że stykały się tu karpackie kultury już od XVI wieku. Koniec naturalnym kontaktom położyła I wojna światowa. Liczne kontakty handlowe sprzyjały rozwojowi wsi. Śladem po nich są stare drzewa owocowe, piwnice, przyczółki mostów oraz to, czego na przestrzeni czasu ludzie bali się rozkraść, czyli cmentarze. Zarośnięte i pozostawione bez pamięci.
W Baligrodzie śladem trzystu lat obecności żydowskich kupców handlujących z węgierskimi pasterzami jest zarośnięty kirkut. Wśród roślinności znaleźć można zabytkowe macewy, z których najstarsza pochodzi z 1716 roku. Wiele z nich jest popękanych i przewróconych.
Przepraszam! Wróć! Było popękanych i przewróconych. Od 2006 roku Grupa Kamieniarzy Magurycz prowadzi na zasadzie wolontariatu prace renowacyjne tego cmentarza podobnie jak i szeregu innych tego typu obiektów na terenie Polskich Karpat Wschodnich.
Nieformalna Grupa Kamieniarzy „Magurycz" w marcu 2007 przekształciła się w Stowarzyszenie Magurycz. Jego członkiem zostać może każdy, kto gotów jest poświęcić się woluntarystycznej pracy na cmentarzach (i nie tylko), permanentnym powrotom do przeszłości i odkrywaniu tajemnicy pozornej pustki, naturalnie bez względu na narodowość czy wyznanie.
Historia tej grupy sięga roku 1986, kiedy Szymon Modrzejewski zaczął się pasjonacko zajmować remontem greckokatolickie cmentarza w Berehach Górnych (Bieszczady). Rok później Stanisław Kryciński (z zamiłowania historyk i krajoznawca), zorganizował pierwszy społeczny obóz remontowy na cmentarzach greckokatolickich w Bystrem i Michniowcu w Bieszczadach. W ślad za pierwszym zgrupowaniem zorganizowano następne, w sumie odbyło się ich 54, organizowanych od 24 lat.
Celem obozów jest ratowanie, inwentaryzacja i dokumentacja sztuki sepulkralnej, krzyży i kapliczek przydrożnych oraz wszelkich obiektów sztuki cerkiewnej pozostających bez opieki (chrzcielnice, krzyże ze zwieńczeń nieistniejących cerkwi, kostnice, kaplice, archiwalia) na terenach zamieszkiwanych pierwotnie głównie przez Bojków i Łemków, ale także Żydów, Polaków, Cyganów i Niemców.
Idea kamieniarskiej pracy w Maguryczu jest woluntarystyczna, apolityczna, nie służy żadnej instytucji, kultowi, nie głosi żadnej jedynie słusznej wizji historii, nie wynika też z inspiracji religijnej, a odwołuje się jedynie do wrażliwości i potrzeby służenia. Jej istota tkwi w fascynacji różnorodnością i możliwością współistnienia tego, co zdaje się antynomią. Współistnienie i współodczuwanie to słowa, które są kluczem do pojmowania intencji działań grupy Magurycz. Te założenia mają swoje korzenie w osobistych przekonaniach Szymona – punkowca i anarchisty. Jak sam twierdzi był i jest jedynym punkowcem, który otrzymał stypendium od Ministra Kultury.
Prace wykonywane podczas obozów mają charakter społeczny i w istotny sposób przyczyniają się do rozwoju wrażliwości na sztukę mniejszości narodowych zarówno uczestników obozu, jak i społeczności obecnie zamieszkujących te tereny. Sprzyjają także szeroko pojętej tolerancji, bezinteresowności i zachowaniu cząstki ginącego krajobrazu kulturowego oraz duchowego. Nie ma chyba w Polsce ludzi, którzy w tak bezinteresowny sposób zabiegają o ocalenie od zapomnienia wielu bezcennych zabytków kultury, która pomału giną - pokryte mchem, niszczone wiatrami, rozkradzione. Wolontariusze z Magurycza nie zajmują się renowacją, ponieważ oznacza ona doprowadzenie czegoś do stanu poprzedniego. Nie zajmują się też konserwacją, dlatego że nie są w tym kierunku wyszkoleni. Po prostu remontują. Po krótce remont wygląda następująco:
Leżący w ziemi nagrobek jest przede wszystkim odkopywany, stare zaprawy zostają usunięte. Są one niepotrzebne i zwykle zdezintegrowane, które niczego już nie trzymają. Po czym nagrobek jest czyszczony poza czyszczeniem mechanicznym także chemicznie stosownymi chemikaliami. W tym zakresie wolontariuszom pomagają zaproszeni konserwatorzy. Często nagrobki maluje się wapnem, ale jeśli chcemy zachować je dla przyszłości, a nie tylko patrzeć z perspektywy własnego życia, zadbać żeby stały dłużej, warto zrobić to dobrze. Wapno szkodzi kamiennym nagrobkom.
Pieniądze na materiały pochodzą z różnych fundacji. Sporadycznie wspomagają Stowarzyszenie osoby prywatne. Pomoc okazują także w miarę swoich możliwości lokalne samorządy. Na daleko położone cmentarze niezbędną do pracy wodę przywozi straż pożarna.
Prócz prac nad nagrobkami na cmentarzach Magurycz ratuje także nagrobki użyte zaraz po wojnie, jako materiał budowlany. W lipcu 2006 roku wolontariusze wykopywali i wywieźli macewy z jaśliskiego kirkutu, które użyte zostały do budowy tamy na potoku Bełcza. Plan przewiduje ponowne umieszczenia ich na kirkucie.
Liczna obecność krzyży i sakralnych pamiątek przyciąga uwagę kolekcjonerów i różnych instytucji Państwowych. Szymon ostro protestuje przeciwko różnym inicjatywom zwożenia nagrobków i krzyży w wybrane miejsca – muzea. Forsuje opinię, że nagrobek jak sama nazwa wskazuje winien stać nad grobem a gdzie indziej jest tylko gadżetem. Nawet krzyż przydrożny służy miejscu, wskazuje jakąś całość, wszechświat. Oznacza koniec wsi, jest postawiony na chwałę Boga, albo, że tu uderzył piorun i nie zabił. Motywów jest tyle mniej więcej, co ludzi. Rzeczy te nadal służą miejscu, a wyrwane z kontekstu nic nie znaczą, stają się nieczytelnymi symbolami. Trzeba pamiętać, że dla przeciętnego mieszkańca wsi to było centrum świata.
Ilość pokornie wykonywanej pracy jest tytaniczna. Coraz bardziej widoczna i zaważana i przez lokalne społeczności.
Zupełnie niedawno, wczesnym popołudniem w dolinie Wisłoka z grupą znajomych spotkaliśmy czwórkę rowerzystów. Wyraźnie zagubionych turystów. Przyjechali z Hiszpanii, na ich mapie kupionej na lotnisku w Krakowie mieli zaznaczony szlak rowerowy. Ich zagubienie brało się z faktu, że Wisłok tworzący w tym miejscu malowniczy przełom sięgał, co najmniej do pasa, a rozjeżdżona przez leśne ciągniki droga balansowała, po wąskim dnie doliny, raz po jednym, raz po drugim brzegu rzeki. Jak się zorientowaliśmy po ich zamoczonych strojach zawrócili Stali teraz na rozstaju dróg podziwiając przestrzeń wydawałoby się bezkresnych pastwisk?
Co to jest? Zapytali pokazując na pobliskie ruiny.
To dzwonnica.
Budowla stojąca abstrakcyjnie w całkowitym pustkowiu wyraźnie ich zaintrygowała. Być może doskonale nawiązując do najlepszych tematów święcącego triumfy hiszpańskiego kina grozy. Żądni wyjaśnień słuchali zadawali pytania. Czas spokojnie płynął a my opowiadaliśmy o cerkwi, o wiosce liczącej tysiąc mieszkańców. O tym jak później rozkradziono wszystkie budynki i cerkiew. O tym jak Samotna dzwonnica była tego wszystkiego światkiem i stoi tu samotnie od 65 lat, pozbawiona wiernych, opieki, opuszczona przez wszystkich. Systematycznie odzierana z tynku, rozsadzana przez korzenie, smagana ulewnymi deszczami i mrożona srogimi karpackimi zimami. Dawniej wyposażona w dach z malowniczą „cebulką” mogła stać setki lat. Teraz wymaga naprawy, która ma ruszyć w te wakacje. Opowiedzieliśmy o wolontariuszach o ich punkowym spirytus movens o cmentarzach. Wrażenie jaki wywarła ta historia pozwala mi wierzyć że być może Magurycz pozyska cztery pary rak które przylecą z Bilbao.
Przez minione lata w pracach Magurycza pojawiły się setki wolontariuszy pokazujących, że każdy może robić dobre rzeczy i poprawiać otaczający nas świat. Wystarczy tylko chcieć znaleźć na to czas. A propos, tegoroczny etap prac nad dzwonnicą będzie prowadzony w dniach 9-21 lipca. Zapraszamy do uczestnictwa!
Grażyna Matracka
Spotkanie grupy Kamieniarzy Magurycz |
Co tak stoicie?! Chodźmy już, trzeba coś zjeść, kamienie jak kamienie, krzyknął ktoś z przodu naszej grupy.
Nie każdy z nas posiada wrażliwość pozwalającą dostrzec życie minionych pokoleń w kamieniach. Emocji, barwnej codzienności składającej z ówczesnych trosk i radości. Obserwując ruiny, przewrócone kamienie będące częścią domu, zachowane fragmenty świątyni, cmentarza, targowiska, ulicy potrafimy wyobraźnią ożywić te miejsca, przywrócić przez chwilę sceny z życia ich twórców i użytkowników?
Jeżeli już, to łatwiej nam popracować w tym kierunku po wpływem monumentalnych fragmentów przeszłości, wyjątkowo spektakularnych lub obrosłych legendą. Co jednak, gdy nie są to Termopile, Pompeje, jaskinia Chauvet? Jak łatwo zlekceważyć walające się kamienie, krzyż lub podmurówkę przegrywające walkę z erozją i wszędobylskim zielskiem?
Niektóre miejsca na Ziemi są szczególnym nośnikiem takich wspomnień. Tym dotkliwszych, że ich obecna pustka i nieme świadectwo takich „kamieni” kontrastują z bogactwem i różnorodnością ludzkiego życia w mniej lub bardziej odległej historii.
Beskid Niski przełęcz Dukielska.
Codziennie wychodząc z domu mijam pagórek z podmurówką domu zniszczonego niedługo po wybudowaniu. Zniszczono go po wysiedleniu mieszkańców zaraz po II wojnie światowej. Rokradziono. Nieco wyżej wśród krzaków tarniny są schowane krzyże rosyjskich żołnierzy. Idąc dalej drogą w kierunku rzeki mijam samotny nagrobek jedyny, który pozostał ze stojącego tu cmentarza. Rozglądając się po dolinie trudno obie wyobrazić, że żyło tu kilkaset rodzin, był browar i karczma prowadzona przez żydowską rodzinę. Przełęcz otwierająca Karpaty na węgierskie równiny była naturalnym szlakiem corocznego pędzeń bydła. Liczne targowiska po polskiej stronie Karpat jak w Nieznajowej, Baligrodzie czy Lutowiskach ściągały kupców: Węgrów, Polaków, Żydów, Bojków, Łemków, Hucułów, Cyganów, Słowaków. Zapiski wskazują, że stykały się tu karpackie kultury już od XVI wieku. Koniec naturalnym kontaktom położyła I wojna światowa. Liczne kontakty handlowe sprzyjały rozwojowi wsi. Śladem po nich są stare drzewa owocowe, piwnice, przyczółki mostów oraz to, czego na przestrzeni czasu ludzie bali się rozkraść, czyli cmentarze. Zarośnięte i pozostawione bez pamięci.
Zapomniany krzyż nad rzeką |
W Baligrodzie śladem trzystu lat obecności żydowskich kupców handlujących z węgierskimi pasterzami jest zarośnięty kirkut. Wśród roślinności znaleźć można zabytkowe macewy, z których najstarsza pochodzi z 1716 roku. Wiele z nich jest popękanych i przewróconych.
Przepraszam! Wróć! Było popękanych i przewróconych. Od 2006 roku Grupa Kamieniarzy Magurycz prowadzi na zasadzie wolontariatu prace renowacyjne tego cmentarza podobnie jak i szeregu innych tego typu obiektów na terenie Polskich Karpat Wschodnich.
Nieformalna Grupa Kamieniarzy „Magurycz" w marcu 2007 przekształciła się w Stowarzyszenie Magurycz. Jego członkiem zostać może każdy, kto gotów jest poświęcić się woluntarystycznej pracy na cmentarzach (i nie tylko), permanentnym powrotom do przeszłości i odkrywaniu tajemnicy pozornej pustki, naturalnie bez względu na narodowość czy wyznanie.
Szymon Modrzejewski |
Celem obozów jest ratowanie, inwentaryzacja i dokumentacja sztuki sepulkralnej, krzyży i kapliczek przydrożnych oraz wszelkich obiektów sztuki cerkiewnej pozostających bez opieki (chrzcielnice, krzyże ze zwieńczeń nieistniejących cerkwi, kostnice, kaplice, archiwalia) na terenach zamieszkiwanych pierwotnie głównie przez Bojków i Łemków, ale także Żydów, Polaków, Cyganów i Niemców.
Idea kamieniarskiej pracy w Maguryczu jest woluntarystyczna, apolityczna, nie służy żadnej instytucji, kultowi, nie głosi żadnej jedynie słusznej wizji historii, nie wynika też z inspiracji religijnej, a odwołuje się jedynie do wrażliwości i potrzeby służenia. Jej istota tkwi w fascynacji różnorodnością i możliwością współistnienia tego, co zdaje się antynomią. Współistnienie i współodczuwanie to słowa, które są kluczem do pojmowania intencji działań grupy Magurycz. Te założenia mają swoje korzenie w osobistych przekonaniach Szymona – punkowca i anarchisty. Jak sam twierdzi był i jest jedynym punkowcem, który otrzymał stypendium od Ministra Kultury.
Prace wykonywane podczas obozów mają charakter społeczny i w istotny sposób przyczyniają się do rozwoju wrażliwości na sztukę mniejszości narodowych zarówno uczestników obozu, jak i społeczności obecnie zamieszkujących te tereny. Sprzyjają także szeroko pojętej tolerancji, bezinteresowności i zachowaniu cząstki ginącego krajobrazu kulturowego oraz duchowego. Nie ma chyba w Polsce ludzi, którzy w tak bezinteresowny sposób zabiegają o ocalenie od zapomnienia wielu bezcennych zabytków kultury, która pomału giną - pokryte mchem, niszczone wiatrami, rozkradzione. Wolontariusze z Magurycza nie zajmują się renowacją, ponieważ oznacza ona doprowadzenie czegoś do stanu poprzedniego. Nie zajmują się też konserwacją, dlatego że nie są w tym kierunku wyszkoleni. Po prostu remontują. Po krótce remont wygląda następująco:
Leżący w ziemi nagrobek jest przede wszystkim odkopywany, stare zaprawy zostają usunięte. Są one niepotrzebne i zwykle zdezintegrowane, które niczego już nie trzymają. Po czym nagrobek jest czyszczony poza czyszczeniem mechanicznym także chemicznie stosownymi chemikaliami. W tym zakresie wolontariuszom pomagają zaproszeni konserwatorzy. Często nagrobki maluje się wapnem, ale jeśli chcemy zachować je dla przyszłości, a nie tylko patrzeć z perspektywy własnego życia, zadbać żeby stały dłużej, warto zrobić to dobrze. Wapno szkodzi kamiennym nagrobkom.
Pieniądze na materiały pochodzą z różnych fundacji. Sporadycznie wspomagają Stowarzyszenie osoby prywatne. Pomoc okazują także w miarę swoich możliwości lokalne samorządy. Na daleko położone cmentarze niezbędną do pracy wodę przywozi straż pożarna.
Prócz prac nad nagrobkami na cmentarzach Magurycz ratuje także nagrobki użyte zaraz po wojnie, jako materiał budowlany. W lipcu 2006 roku wolontariusze wykopywali i wywieźli macewy z jaśliskiego kirkutu, które użyte zostały do budowy tamy na potoku Bełcza. Plan przewiduje ponowne umieszczenia ich na kirkucie.
Liczna obecność krzyży i sakralnych pamiątek przyciąga uwagę kolekcjonerów i różnych instytucji Państwowych. Szymon ostro protestuje przeciwko różnym inicjatywom zwożenia nagrobków i krzyży w wybrane miejsca – muzea. Forsuje opinię, że nagrobek jak sama nazwa wskazuje winien stać nad grobem a gdzie indziej jest tylko gadżetem. Nawet krzyż przydrożny służy miejscu, wskazuje jakąś całość, wszechświat. Oznacza koniec wsi, jest postawiony na chwałę Boga, albo, że tu uderzył piorun i nie zabił. Motywów jest tyle mniej więcej, co ludzi. Rzeczy te nadal służą miejscu, a wyrwane z kontekstu nic nie znaczą, stają się nieczytelnymi symbolami. Trzeba pamiętać, że dla przeciętnego mieszkańca wsi to było centrum świata.
Ilość pokornie wykonywanej pracy jest tytaniczna. Coraz bardziej widoczna i zaważana i przez lokalne społeczności.
Zupełnie niedawno, wczesnym popołudniem w dolinie Wisłoka z grupą znajomych spotkaliśmy czwórkę rowerzystów. Wyraźnie zagubionych turystów. Przyjechali z Hiszpanii, na ich mapie kupionej na lotnisku w Krakowie mieli zaznaczony szlak rowerowy. Ich zagubienie brało się z faktu, że Wisłok tworzący w tym miejscu malowniczy przełom sięgał, co najmniej do pasa, a rozjeżdżona przez leśne ciągniki droga balansowała, po wąskim dnie doliny, raz po jednym, raz po drugim brzegu rzeki. Jak się zorientowaliśmy po ich zamoczonych strojach zawrócili Stali teraz na rozstaju dróg podziwiając przestrzeń wydawałoby się bezkresnych pastwisk?
Plany Urowiczne - dzwonnica |
To dzwonnica.
Budowla stojąca abstrakcyjnie w całkowitym pustkowiu wyraźnie ich zaintrygowała. Być może doskonale nawiązując do najlepszych tematów święcącego triumfy hiszpańskiego kina grozy. Żądni wyjaśnień słuchali zadawali pytania. Czas spokojnie płynął a my opowiadaliśmy o cerkwi, o wiosce liczącej tysiąc mieszkańców. O tym jak później rozkradziono wszystkie budynki i cerkiew. O tym jak Samotna dzwonnica była tego wszystkiego światkiem i stoi tu samotnie od 65 lat, pozbawiona wiernych, opieki, opuszczona przez wszystkich. Systematycznie odzierana z tynku, rozsadzana przez korzenie, smagana ulewnymi deszczami i mrożona srogimi karpackimi zimami. Dawniej wyposażona w dach z malowniczą „cebulką” mogła stać setki lat. Teraz wymaga naprawy, która ma ruszyć w te wakacje. Opowiedzieliśmy o wolontariuszach o ich punkowym spirytus movens o cmentarzach. Wrażenie jaki wywarła ta historia pozwala mi wierzyć że być może Magurycz pozyska cztery pary rak które przylecą z Bilbao.
Przez minione lata w pracach Magurycza pojawiły się setki wolontariuszy pokazujących, że każdy może robić dobre rzeczy i poprawiać otaczający nas świat. Wystarczy tylko chcieć znaleźć na to czas. A propos, tegoroczny etap prac nad dzwonnicą będzie prowadzony w dniach 9-21 lipca. Zapraszamy do uczestnictwa!
Grażyna Matracka
Napisz komentarz
- Treść komentarza powinna być związana z tematem artykułu.
- Komentarze ukazują się dopiero po uzyskaniu akceptacji administratora.
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.